Dostaliśmy zgłoszenie o prawdopodobnie połamanym kocie, który leży w piwnicy i jęczy z bólu. Zareagowaliśmy natychmiast i pojechaliśmy w podane miejsce. Rzeczywistość okazała się jednak bardziej okrutna: znaleźliśmy czworonoga w stanie niemalże agonalnym. Dyzia była przemarznięta, przykryta starymi gazetami, leżała nieprzytomna, sztywna, zimna i jakby pustką wypełniona w środku, a oddech raz gasł, a po chwili znów się zapalał. Przerażająco otwarte, szklane, brudne od piachu i bez wyrazu oczy nie błagały o pomoc, bo życie już prawie całkiem z nich uszło. Od czasu do czasu wydostający się z wnętrza długi dźwięk mówił o wielkim bólu i cierpieniu. Ktoś jednak u góry czuwał, bo dość spory dystans kilometrów udało nam się w godzinach szczytu zrobić bardzo szybko. Podróż do kliniki była tak naprawdę godziną prawdy, kotka wciąż traciła oddech i na nowo go odzyskiwała, a wydobywający się głos stopniowo nieuchronnie cichł… Dowieziona do kliniki nie oddychała już, źrenice nie reagowały, a życie wydawało się, iż całkowicie z niej uszło… Zimna, sztywna, lekka jak piórko… Łzy cisnęły się bez końca…
6.12.2012
12.12.2012
Kotka na czas leczenia trafiła do domu tymczasowego gdzie będzie dochodzić do siebie. Wczoraj zakończyliśmy podawanie antybiotyku, ale kontynuujemy leki osłonowe na wątrobę. Oprócz tego obowiązkowo karmimy kotkę karmą wątrobową. Dzięki temu wyniki badań wykazują poprawę, jednak nadal daleka droga do pełnego wyzdrowienia. Dyzia korzysta już z kuwety, choć zanik mięśni nadal daje się jej we znaki. Waży 2,5 kg – nie tyje, ale też nie chudnie, więc jest duży w tym progres. Za około dwa tygodnie powtórzymy wszystkie badania w ramach kontroli.
Więcej informacji na wydarzeniu na Facebook’u: KLIKNIJ TUTAJ